
Dzisiaj w Zespole Szkół Licealnych i Zawodowych nr 2 w Jeleniej Górze - czyli w popularnej Handlówce odbyła się XVI edycja Dyktanda w którym udział wzięło ponad 30-ścioro uczniów ze szkół powiatu jeleniogórskiego. Zwyciężył Horacy Jaroszewicz z ZSO nr1 im. Żeromoskiego w Jeleniej Górze przed Angeliką Dymańską z ZSO nr3 im. J. Śniadeckiego w Jeleniej Górze oraz Iwoną Pędziwiatr z ZSEiT. Wyróżnienie przyznano Agacie Dobrowolskiej również z ZSEiT.
A oto pełny tekst Dyktanda:
Brazylijskie spotkanie, czyli co nieco o kawie.
Ponadpięćdziesięcioletni Dolnoślązak, Honoriusz Drążewski przemierzał w poprzek ulicę Gombrowicza w Bielsku-Białej, chcąc dotrzeć do swojej ulubionej restauracji o nazwie „Baba-Jaga”. Było już wpół do piętnastej. Wpółżywy, bez humoru, przechodził obok KFC, kiedy jakiś chuligan, ni stąd, ni zowąd, jadąc supernowoczesnym jasnozielonym peugeotem, znienacka ochlapał go. Ożeż ty! - wykrzyknął. Auta jeździły w tę i we w tę, a na dodatek pojawiła się mżawka. Świeżo zmieloną kawę w supercenie podała mu kelnerka o imieniu Jessica, ubrana w biało-czerwony T-shirt. Siedząca nieopodal para, zamówiła u niej cappuccino oraz caffe latte. To chwilowe nicnierobienie nawet mu odpowiadało. Można by rzec, że chciałby, aby było tak na co dzień. Czuł się jak nowo narodzony. Za oknem z wolna zaczął prószyć śnieg. Lekko znużony, zmrużył oczy i rozmarzył się.Z nagła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przeniósł się w pół realistyczny, pół fantastyczny świat. Znalazł się na kilkuhektarowej plantacji kawy w Brazylijskim Parku Narodowym w południowo-wschodniej części regionu zwanego krainą kawy.
Jego oczom ukazały się dwuipółmetrowe krzewy o oszałamiającym śnieżnobiałym kolorze, pachnące jak jaśmin lub kwiat pomarańczy. Był to kawowiec, wiecznie zielona roślina o naprzemianległych liściach.
Wykonując półobrót, ujrzał zbliżającą się w okamgnieniu postać w dużym sombrero na głowie. Wytężył wzrok i dostrzegł mężczyznę. Był to Eduardo da Silva, autochton o ciemnobrązowej karnacji. Dzięki niemu Honoriusz poznał sekrety pickingu, czyli owocobrania.
Ów Brazylijczyk mieszkał w niepokaźnym domku z półotwartą kuchnią, w którym było niezbyt duże patio do suszenia zebranej kawy, kilka minimaszyn do obróbki ziaren, a dookoła sama zieleń po horyzont.
Cóż za bajeczne miejsce! - powiedział. Wokół dostrzegł różnokolorowe kwiaty: bladoróżowe hiacynty, żółto - czerwone gardenie i perłowoszare azalie. W powietrzu unosił się orzeźwiający zapach świeżej trawy.
Nagle usłyszał znajomy dźwięk. Otworzywszy oczy, spojrzał w kierunku własnego iPhone’a. Otrzymał właśnie SMS-a od syna, będącego na wycieczce w Dolinie Chochołowskiej w Tatrach.
Jakże pyszna była ta kawa! – szepnął. Czuł, jakby przez moment znalazł w innym miejscu.